kotlinka i żużel
..."Analiza intuicji jest niezwykle trudna w przypadku nie znanego szczegółu przyrody, a zwłaszcza faktów potencjalnych, a więc jeszcze nie istniejących."...
Włodzimierz Sedlak, "Życie jest światłem"
Kotlinkom i odnajdywanym w nich żużlom, poświęcę równie wiele uwagi. Materiał archeologiczny o tych pozostałościach po piecach jest najbogatszy, więc będzie można sprawdzić, czy moja propozycja znajduje poparcie w odnalezionych zabytkach, czy też może być przez nie obalona. Zwrócę też uwagę na fakty, które przemilczano lub zlekceważono.
Materiały archeologiczne wyraźnie wskazują, że zdecydowana większość kotlinek miała wyprawione boczne ścianki. Wyprawę najczęściej stanowił ił lub/i mieszanina lessu i gliny, czasami z dodatkiem plew, o grubości kilku centymetrów, (4, Bielenin, Radwan, 1959; 6, Bielenin, 1961) zazwyczaj starannie wygładzone, czasami za pomocą drewnianych narzędzi, których ślady na obrabianej wewnętrznej wyprawie zachowały się do dziś. (4, Bielenin, Radwan, 1959, str.286, 291, 296, 304)
Zastanawiającym jest czemu miałaby służyć takowa wyprawa? Jednym z pierwszych wariantów jaki się nasuwa na myśl jest oczywiście wzmocnienie ścianek kotlinki, by te nie uległy uszkodzeniu pod naciskiem szybowej części pieca w trakcie procesu. Masa pieca i wsadu mogłyby teoretycznie spowodować zniszczenie kotlinki. Materiał archeologiczny tylko raz wskazuje na kotlinki, których kształt świadczyłby o ich zawaleniu się w trakcie procesu wytopu i to w niewielkim piecu typu Kunów z wyjatkowo grubo wyprawioną kotlinką (6, Bielenin, 1961, str. 163). Nie wiemy jednak co było przyczyną uszkodzenia kotlinek. Częściej uszkodzenia które odnotowali w badaniach archeolodzy miały charakter naturalnego rozpadu z biegiem czasu. (4, Bielenin, Radwan, 1959, str. 93) Czemu więc służyła wyprawa? W badaniach archeologicznych odkrywano również kotlinki bez wyprawy ścian bocznych. Wykopane były w luźnym, piaszczystym gruncie. Najczęściej ściany takiej kotlinki miały charakterystycznie poszerzoną górną część. Odkształcenie mogło więc być spowodowane brakiem wzmocnienia ścianek? Teoretycznie - tak. Czy jednak przybrałoby taki kształt? Raczej nie.
W pewnym momencie zróżnicowanie charakterystycznych cech fizycznych kotlinek zaskutkowało stworzeniem ich podziału i swojego rodzaju typologi. Wyróżniono kotlinkę "Kunów 1", "Kunów 2", "Świętokrzyską 1", "Świętokrzyską 2", "Świętokrzyską 3" i "Kowalkowice". (21, Bielenin, 1974, str. 78-85) Różniły je przede wszystkim rozmiary (średnica, głębokość), kształt (cylindryczne, kielichowate, stożkowate), obecność kanałów dokotlinkowych i ich lokalizacja (brak kanału, powierzchniowy, boczny, dolny). Czy można na podstawie tak wielu wychwyconych różnic stwierdzić, że różnorodne kotlinki są pozostałością po różnych piecach? Można, ale trudno tego również jednoznacznie dowieść. Podstawą do tego musiałby być nie pozostawiający wątpliwości materiał archeologiczny. Wraz z postępem prac archeologicznych spodziewać się można było wyostrzenia tychże różnic i wyraźniejszego podziału w zaproponowanej typologii pieców i kotlinek. Stało się jednak odwrotnie. Ostatni model pieca kotlinkowego jaki przedstawił K.Bielenin oparty jest o wybiórcze cechy zaczerpnięte z absolutnie różnych odkryć i stanowisk archeologicznych. (66, Orzechowski, Suliga, (red.), 2006, str. 26) Nie można niestety usprawiedliwiać oderwania zaproponowanego modelu od rzeczywistości technicznej i archeologicznej przymiotnikiem "teoretyczny".
Skąd taka ewolucja, a raczej regres w typologii pieców? Moim zdaniem spowodowana olbrzymią ilością odkryć i praktycznie pracą jednego czlowieka, który je interpretował i systematyzował. K.Bielenin nie współpracował z żadnym archeologiem, który stanąłby u jego boku i pomógł mu ogarnąć tak olbrzymi materiał odkrywany w niewiarygodnie szybkim postępie prac w terenie. Ciekawostka - w 1957 roku, czyli w drugim roku prac wykopaliskowych, zbadano tysięczny kloc żużla! (4, Bielenin, 1959, str. 305) Nie znam przyczyn monopolu K.Bielenina w pracach archeologicznych nad starożytnym hutnictwem świętokrzyskim i nie są one w kręgu moich zainteresowań. Znam jednak jego skutki. Ogrom niewiadomych z jakimi zetknął się w swoich samotnych badaniach K.Bielenin, zmusił go w naturalny sposób do upraszczania pewnych rzeczy, do ich unifikacji i podciągania pod wspólny mianownik. Niepokojącym jednak jest fakt, że pewne często powtarzające się odkrycia zostały pominięte w analizie, prawdopodobnie dla uproszczenia głównej, uniwersalnej myśli do której niestety nie pasowały. Tak zapewne "przepadły" wszelkie drewniane ślady - począwszy od licznych śladów drewienek wewnątrz polepy, na jej wewnętrznej stronie czy ewidentnej obecności drewna w żużlach kotlinkowych. Podobnie przepadł ślad po poziomym kanale gazowym w nadziemnej części szybu, który nie znalazł się w żadnej z propozycji rekonstukcji Bieleninowego pieca.
Wróćmy jednak do kształtu i cech kotlinek. Drugą po wyprawie ścian bocznych wartą zastanowienia się jest obecność kanałów dokotlinkowych. Jaką rolę pełniły? Naukowcy doszukują się dwóch funkcji - doprowadzenia do dolnej cześci powietrza i/lub upuszczenia żużla z kotlinki. (73, Ratajczak, Rzepa, 2011, str. 180) Pierwsza przekonuje, druga niestety nie. Gwałtownie stygnący żużel u wylotu kanału zaczopowałby go i spust byłby niemożliwy. Podobnego zdania był K.Bielenin. (16, Bielenin, 1973, str. 56) Kanał dokotlinkowy doprawadzał prawdopodobnie powietrze do kotlinki, by można było wypalić w niej zalegający węgiel drzewny i przygotować tym samym miejsce na spust żużla w finalnej części procesu dymarskiego. Naukowcy upatrują się tego zjawiska na początku procesu - przy osuszaniu pieca. (21, Bielenin, 1974, str. 81) Odtworzyłem w praktyce proponowany przeze mnie etap procesu i sprawdza się bez zastrzeżeń. Nie mam jednak nic przeciw propozycji dotyczącej osuszania i wypału pieca. Wniosek jaki się przy obu nasuwa - budowa szybu uniemożliwiała inny sposób spalenia węgla w kotlince. Potrzebny był do tego właśnie kanał dokotlinkowy. Co w takim razie robiono by spalić węgiel w kotlinkach bez kanału dokotlinkowego? Nie wiemy. Zapewne umożliwiała to konstrukcja szybu pieca. Właśnie w kotlinkach bez kanału znajdujemy najlepiej upłynniony żużel, z najmniejszą ilością uwięzionego w nim węgla drzewnego. A więc szyby jednego i drugiego pieca różniły się! To oczywiste. Nie sposób temu zaprzeczyć.
Czy może nam o procesie coś bliżej powiedzieć sam żużel? Owszem. Nie skupię się w tej cześci analizy jedynie na powierzchni swobodnego krzepnięcia. Jest bardzo ważna, bo dowodzi, że łupa żelazna była naturalnie odseparowana od kloca żużlowego. Ważną jest również struktura żużla świadcząca, że został w kotlinkę niemalże wlany - jak w formę. Jednorazowo. Takie cechy żużla widoczne są szczególnie często w zorganizowanych piecowiskach. W nie zorganizowanych, wśród których dominowały piece z kotlinkami bez wyprawy, posadowione w luźnym gruncie, nie odnajdywano kotlinek z takim mocno upłynnionym żużlem i niewielką ilością węgla na ich dnie. Żużel, który je wypełniał miał strukturę mocno porowatą i soplowatą. Raczej kloc z niego uformowany powstawał na skutek długotrwałego spływu, a nawet kapania żużla do kotlinki. Takie właśnie żużle m.in. leżą koło budynku Muzeum Starożytnego Hutnictwa w Nowej Słupi. To kolejny argument za tym, by stwierdzić, że powstałe w różny sposób żużle mogą pochodzić z różnie działających pieców, a za tym wielce prawdopodobny wniosek jaki się nasuwa - o różnej budowie części nadziemnej.
A co począć z powszechną obecnością drewna w kotlinkach? Jak interpretować brak interpretacji badających licznie odkrywane kloce żuzla z odciskami drewna lub z uwięzioną w nich brunatną próchnicą czy zupełnie nie spalonym drewnem? (4, Bielenin, Radwan, 1959, str. 284, 286, 287, 292, 296, 308; 6, Bielenin, 1961, str. 156) W Muzeum Archeologicznym w Krakowie są zabytki bezdyskusyjnie dokumentujące obecność drewna w żużlach dymarskich. Poniżej zamieszczam kilka fotografii Krzysztofa Pęczalskiego, która ukazują taki zabytek, na który przypadkowo natknęliśmy się podczas wizyty w krakowskim muzeum.
Osobiście przekazałem do WUOZ w Kielcach liczne fragmenty żużli, które pozyskałem we własnych badaniach archeologicznych - również z wyraźnymi odciskami drewna. Mam też całą masę takich żużli w swojej kolekcji, bo inspektorzy WUOZ powiedzieli mi, że już wystarczy im dostarczonych przeze mnie zabytków. Przekazałem do Muzeum Starożytnego Hutnictwa w Nowej Słupi cały kloc żużla, w którym drewno w dużej ilości zachowało się w świetnej kondycji do dziś. >>> Czy K.Bielenin nie dostrzegał drewna w żużlach? Na pewno dostrzegał, ale tak bardzo nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło się tam znaleźć w wyniku procesu dymarskiego, że pominął je w analizie. Informacje o drewnie licznie zamieszczane w początkowych sprawozdaniach z prac archeologicznych ucichły całkowicie w połowie lat 60. Czyżby już drewna nie znajdywano? Nie sądzę. Przyczyn takiego stanu nie wypada jednak nawet takiemu impertymentowi naukowemu jak ja głośno komentować. Jakie są jednak techniczne, a nie natury moralnej, skutki obecności drewna w kotlinkach? Jest ich kilka. Pierwszy - dowodzi, że było paliwem powszechnie używanym w procesie dymarskim. Drugi - dowodzi, że konstrukcja pieca i przebieg procesu umożliwiały dostanie się drewna do kotlinki i przetrwanie w niej aż do końca procesu dymarskiego. Wniosek z pierwszego - moja propozycja uzupełnienia bazy paliwowej o drewno ma potwierdzenie w zabytkach. Wniosek z drugiego - konstrukcja pieca K.Bielenina absolutnie wyklucza dostanie się tegoż drewna do kotlinki. Proces przez niego rekonstruowany również nie przewiduje zastosowania w nim drewna. Mój piec i proces posiadają takowe cechy. Broniąc pieca Bielenina można uwzględnić wariant, że kotlinka była wstępnie wypełniona drewnem, które nie spłonęło w procesie. Owszem, mogło tak być, ale niestety to nie wystarcza na wytłumaczenie jak drewno dostało się do kotlinki. Świadczą o tym żużle kotlinkowe, które przykrywaja w pełni drewno - są pod nim i nad nim, oblewaja drewno z każdej strony. Drewno jest w żużlu wręcz zatopione, a na samym dnie pod nimi jest dodatkowo węgiel drzewny.
Analizując kotlinki w zgromadzonej dokumentacji archeologicznej, zwróciłem uwagę na kolejny szczegół. Stwierdzono obecność kotlinek zupełnie pozbawionych żużla. Część z nich pewnie była efektem mechanicznego usunięcia kloca żużla przez orkę lub celowe działanie osób usuwających je z pól, chociażby na handel - pobliskie huty skupowały żużel na dużą skalę. Zanotowano jednak obecność kotlinek, które mimo braku typowego kloca żużla w ich wnętrzu zachowały swój kształt. (4, Bielenin, Radwan, 1959, str.301-302) Od razu wydało mi się niemożliwym, by wyciągnąć kloc żużla z delikatnego lessu przy często stożkowatej kotlince, nie uszkadzając przy tym jego delikatnych ścianek. Jaka jest geneza tychże kotlinek? Można by pomyśleć, że to kotlinki pod przyszłe piece w których proces z niewiadomych przyczyn nie odbył się. Nie pasuje do tego jeden istotny szczegół - miały wypalone ścianki. Kotlinki miały specjalnie wypalane ścianki, przed uruchomieniem pieca? Czyżby, aż takiego zabiegu wymagało przygotowanie zbiornika na odpad produkcyjny jakim był żużel? A może pracował nad nimi szyb pieca ale tylo wdo połowy procesu kiedy tylko zgazowywano drewno bez upłynnienia wsadu? (4, Bielenin, Radwan, 1959, str.304, 306) Ta interpretacja ma jednak rację bytu w mojej propozycji zgazowywania drewna. Naukowcy nie komentują tych znalezisk.
W zorganizowanych ciągach pieców wychwycony został w trakcie badań archeologicznych intersujacy ślad. Natrafiano na kloce żużla, w które wkopano następne, sąsiednio położone piece. (4, Bielenin, Radwan, 1959, str. 288-290, 301, 303) Poza dość oczywistym wnioskiem wskazującym na możliwość ustalenia chronologii powstawania pieców nie wskazano innych skutków i przyczyn zjawiska. Wkopanie się w żuzel nie jest łatwą sprawą i gdyby nie było takiej potrzeby pewnie starożytny hutnik dźgnąłby kilka razy łopatą czy motyką obok, by ustalić gdzie się kończy kloc żużla i z łatwością wykopałby nowy, nie męcząc się zbytecznie. Uparcie jednak wcinał się w starsze kloce żużla nie zapominając przy tym szczelnie wylepić nowej kotlinki mimo, że wgryzał się w twardy i wyjątkowo odporny kloc poprzednika. Mała dygresja - jest to jeszcze jeden argument, który wskazuje na to, że w wylepianiu kotlinek nie kierowano się głównie wzmocnieniem konstrukcji. Co kierowało budowniczym zorganizowanego piecowiska by podejmował się trudu wkopywania w sąsiadujące piece?
Próbując podsumowac materiał archeologiczny związany z odkryciami różnych typów kotlinek i ich zawartości dochodzę do wniosku, że w starożytnym świętokrzyskim okręgu hutniczym pracowało równolegle kilka różnego rodzaju typów pieców i żelazo produkowano w nich w podobny ale nie taki sam sposób. Dotychczas uległem argumentacji, że różne kotlinki, kloce żużla, system organizacji pracy w piecowiskach (nieuporządkowane i uporządkowane) są śladem ewolucji technologii. Nie można tego jednak tych faktów aż tak uprościć. Wskazuje na to datowanie metodą radiowęglową, które dowodzi, że piecowiska niuporządkowane pracowały równolegle z piecowiskami uporządkowanymi. (66, Orzechowski, Suliga, (red.), 2006, str.16) Czasami dzieliła je odległosć kilkuset metrów od siebie. Takim przykładem są chociażby stanowiska dymarskie odkrywane pod Łysą Górą (nieuporzadkowane) i w południowej części Nowej Słupi (uporządkowane). Jeżeli więc pracowały w tym samym czasie i zostawiały różne ślady wniosek jest jeden - różniły się budową i sposobem prowadzenia procesu.
c.d.n.
Marcin Marciniewski